Historia sprzed czterech lat powraca... Dla tych co nie pamiętają już naszych dawnych wyczynów LINK do tamtego posta, będącego jednocześnie wstępem do dzisiejszej historii.
Zapach migdałów, w chłodnym powietrzu nadmorskiego miasta na
północy Europy, ulotnił się szybko. Ingrid odetchnęła głęboko pierwszy
raz od wielu lat. Pierwszy raz od dnia w którym stała się żoną Johanna.
Jeszcze jeden głęboki oddech, czuła się wolna, spokojna i bardzo
samotna. Nie czuła się szczęśliwa.
Kilka lat po śmierci jej męża zaczęły po
miasteczku krążyć plotki. Przecież nikt w rodzinie S. nie umierał ani
szybko ani nagle. A Ingrid taka spokojna.
Któregoś zwykłego dnia zniknęła z miasta, zostawiając za sobą plotki i niechęć.
Dzięki pomocy brata zamieszkała w jednej z żuławskich wiosek,
zagubionej wśród wierzb, mgieł i kanałów. By jakoś wiązać koniec z końcem wiosną hodowała na małym poletku tulipany posadzone między krzaczkami macierzanki. Wiosną bukiety kolorowych kwiatów, a latem i jesienią pęki pachnących ziół sprzedawała na targu.
Ciągle smutna, zawsze na czarno ubrana, zmęczona wyrzutami
sumienia przechadzała się wśród kolorowych kwiatów. Jesienią i zimą nie
mogąc usiedzieć w domu gdzie dopadały ją wspomnienia z poprzedniego
życia spacerowała między wierzbami.
Na początku budziła w okolicznych mieszkańcach zaciekawienie a
nawet odrobinę współczucia. Po kilku latach pojawiła się pierwsza
plotka. Ta pierwsza zrodziła następne, a kwiaty na poletku Ingrid zbyt
pięknie kwitły, na dachu jej domu przysiadały czarne ptaki, ktoś nawet
widział sowę. Z całą pewnością tam przy wierzbach rozmawiała z lichem,
bubakiem, tęsknicą i utopcem, bo po co by tam chodziła gdy śnieg i zimno
a wszyscy siedzą w chałupach?
Atmosfera wokół Ingrid gęstniała powoli aż do dnia gdy wybuchła
nienawiścią. A był to dzień w którym odkryto że Staś nie schował się
swoim zwyczajem w jakiejś stodole tylko utonął w stawie niezbyt odległym
od domu Ingrid.
Już nie miało znaczenia to że Staś z całą pewnością pływać nie
umiał a ostatnio poza uciechą z chowania się zapałał wielką sympatią do
kaczek i wciąż próbował jakąś złapać by wyrwać jej kilka piór.
Staś utonął.
Ingrid to wiedźma!
Ingrid to WIEDŹMA!!
Usłyszała
groźny pomruk wsi gdy wracała ze spaceru wśród wierzb. Zawróciła,
uciekała, byle jak najdalej, dopadli ją prawie... ale nawet Ingrid nie
wiedziała jaka moc w niej drzemie. Dopiero potworny strach i widok tych
ludzi pełnych nienawiści wyzwolił to co odziedziczyła po matce. To co
odziedziczyła po babcie. To co odziedziczyła po każdej rudej kobiecie z
jej rodziny.
Ingrid to wiedźma.
historia - Karolina
zdjęcia - Kasia
w roli Ingrid - Karolina
Cudnie, że znów jesteście!
OdpowiedzUsuńSmutna historia smutnej Ingrid... Może jednak uda jej się schować gdzieś, gdzie już plotek nie będzie?
My jesteśmy cały czas, tylko lekko niewidzialne czasem :)
OdpowiedzUsuńa Ingrid sobie poradzi, na pewno :)
Świetne zdjęcia i tekst!!! Czy mogę udostępnić na moim żuławskim blogu?
OdpowiedzUsuńLudwika Jóźwiak
zulawywislane.blogspot.com
dzięki :D
Usuńja nie mam nic przeciwko udostępnianiu. podejrzewam że Kasia też :)
dziękuję :)
UsuńKasia też nie ma :)
OdpowiedzUsuńA nawet z chęcią dam linka do Twojego bloga w poście na moim blogu, jeśli można :)
można. dziękuję :)
UsuńStrasznie mi się tu u Was podoba. Gratuluje talentu wszelakiego, tekst, zdjęcia i cała oprawa... Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńWspaniały całokształt Karolina , brawo !
OdpowiedzUsuń:D dzięki.
Usuńa odpowiedzialność za powyższe jest stadna.
Kasia zdjęcia robiła, koncept znalazła, zmusiła mnie do latania - ona ma moc! ;))
Fantastyczne zdjęcia :) wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńpięknie dziękuję (w naszym imieniu) :)
Usuń