piątek, 13 marca 2015

Piątek trzynastego po piątku trzynastego...




Spotkałyśmy się w piątek, trzynastego lutego. Dziś w piątek, trzynastego marca chciałybyśmy pochwalić się efektami tego spotkania. 
Cyfrowe efekty, można już było zobaczyć na naszych blogach i poczytać o tym co nieco ( u Kasi i u Karoliny). Dziś w końcu, (tak, jak zwykle, nasze tempo jest wprost oszałamiające) chciałybyśmy pokazać co wyszło ze starcia z aparatem wielkoformatowym. 
Czasu miałyśmy mało niestety, zrobiłyśmy zaledwie kilka zdjęć a ja (Karolina) nawet jedno wyjątkowo mgliste ;))





i zdjęcia już publikowane wcześniej na naszych blogach...

Kasia w obiektywie Karoliny:







I Karolina w obiektywie Kasi:




czwartek, 25 grudnia 2014

Historie Pań i Panien. Viola.





Viola.

Zbliżał się koniec roku. Na portowe miasto padał bieluśki śnieg. W taki dzień szybko zapadały ciemności, nadchodziła kolejna mroźna noc.

W pięknej kamienicy należącej do szanowanego w całym mieście Pana Mateusza, w ciepłym łóżku, powoli zasypiała zmęczona całym dniem, dziewczynka o imieniu Viola.
Nic dziwnego, że była zmęczona – urwis z niej był niesłychany, uwielbiała psocić i nikt nie miał serca jej ukarać, nie dość że była urocza, mądra, to na dokładkę prawie sierota!
Nie zostali jej już ani babcie, ani dziadkowie, mama zmarła gdy była maleńka, a ojciec wiecznie w podróży, wiecznie poszukujący najdoskonalszych towarów do swego najlepszego w mieście składu bławatnego. Pan Mateusz starał się zrekompensować dziewczynce czas którego dla siebie nie mieli. Przywoził jej piękne orientalne stroje, pięknie pachnące przyprawy, niezwykłe zabawki, tajemnicze instrumenty, które odgrywały melodie dopasowane do nastroju osoby, która je trzymała w dłoniach, dostała też Viola uroczego ptaszka, którego piórka pachniały goździkami i wanilią a wesołe trele zawsze wprawiały ją w dobry nastrój. Nazwała ptaszka Goździk.




Tego dnia zdarzyło się wiele rzeczy.
Kucharka przygotowująca kolację wylała olej…
Zanim zdążyła go sprzątnąć, poślizgnął się na nim lokaj niosący srebrną tacę.
Lokaj tylko potłukł najmniej szlachetną część pleców, ale upadająca taca narobiła okropnego hałasu.
W tym czasie pokojówka właśnie kończyła sprzątać pokój panienki Violi, akurat zamykała okno, huk wystraszył ją, usłyszała krzyki…. Zamknęła okno i pobiegła sprawdzić co się stało.
A przynajmniej wydawało jej się że zamknęła okno i na to wyglądało, ale haczyk nie trzymał się dobrze…
Viola po całym dniu zabawy z Goździkiem, na wieczór zamykała ptaszynę w klatce a jej myśli poszybowały gdzieś daleko… Gdzieś gdzie teraz mógł być jej ukochany tata. Zasmuciła się, zamyśliła, nie domknęła srebrnych drzwiczek klatki.

Nadchodziła kolejna mroźna noc.




W pięknej kamienicy, należącej do szanowanego w całym mieście Pana Mateusza, w ciepłym łóżku, powoli zasypiała zmęczona całym dniem dziewczynka o imieniu Viola.
Goździk spał w klatce, za oknem coraz mocniej padał śnieg, coraz mocniej wiał wiatr i w końcu otworzyło się okno niedomknięte przez pokojówkę. Podmuch szarpnął zasłonami, które zahaczyły o klatkę… nietrudno się domyślić co się stało dalej.
Klatka gwałtownie się zakołysała, drzwiczki się uchyliły a przestraszony całym zamieszaniem Goździk postanowił uciekać! Chciał się schronić blisko swojej przyjaciółki ale strach, szum szarpanych wiatrem zasłon, tak go zmyliły że wyfrunął przez okno. I ten moment zobaczyła obudzona hałasem i chłodem Viola.
Wiedziała, że ptaszek nie przetrwa na zimnie, a że odwagi jej nie brakowało, szybko, nikogo nie budząc, narzuciwszy na siebie jakieś ubrania wybiegła z domu, by ratować przyjaciela.
Biegała po ulicach, zrozpaczona, nawołując Goździka. A ulice były puste, bo któż by w taką zimną noc chodził po mieście. Nie miał kto pomóc dziewczynce, nie miał kto powiadomić mieszkańców pięknej kamienicy o tym, co się stało.
Znaleźli się w końcu. Wycieńczony ptaszek i przemarznięta do szpiku kości dziewczynka.
Znaleźli się nawzajem, gorzej było ze znalezieniem drogi do domu i choćby odrobiny siły na powrót.
Tuląc ptaszka Viola przysiadła na murku, tylko na chwilkę, na małą chwileczkę, żeby pomyśleć, żeby odrobinę odpocząć…. A śnieg padał, osiadał na goździkowych piórkach, osiadał coraz grubszą warstwą na włosach dziewczynki….


....

Na końcu ulicy pojawił się wóz, w oświetlającej drogę latarni tańczyły wielkie płatki śniegu. Nagle powożącemu wydało się że zobaczył coś niezwykłego. Wśród bieli, czerni i szarości miasta, zauważył nieprawdopodobny błysk kolorów, turkusu, zieleni i fioletów. A oko miał wyczulone na takie rzeczy… bo to był przecież najznakomitszy kupiec bławatny tego miasta – Pan Mateusz.
Pan Mateusz jechał właśnie z portu do domu, wrócił wcześniej z podróży, by zrobić niespodziankę swojej ukochanej córce. Znalazł ją szybciej niż się spodziewał, znalazł ją w ostatniej chwili … gdyby pojawił się tam kilka minut później, cała historia mogłaby się skończyć tragicznie.




A jak się skończyła?

Wrócili do domu razem. Dziewczynką i jej małym puszystym przyjacielem troskliwie zajęli się wszyscy i po kilku dniach znów razem rozrabiali, ciesząc Pana Mateusza śmiechem i szczebiotem.

* * *

w roli Violi - KJ
foto - KG, poprawki - KJ
malowanie - KG
wymyślanie - KG i KJ (historyjka KG)





wtorek, 23 grudnia 2014

a gdyby tak jakąś historię nową?







Wiemy, że ostatnio niezwykle rzadko pokazujemy coś nowego.... ale nowe, a właściwie bardzo stare własnie się skrada by się pokazać :)
Miałyśmy jeszcze w zanadrzu dwie nieopublikowane historyjki z serii "Historie Pań i Panien". Już niedługo pierwsza z nich ujrzy światło dzienne. 

Teraz, życząc Wam wszystkiego dobrego, zapraszamy pierwszego dnia Świąt po południu, na zimową historię Panny Violi. 

Wesołych Świąt!

K&K

* * *

środa, 3 września 2014

Ingrid - c.d.

Historia sprzed czterech lat powraca... Dla tych co nie pamiętają już naszych dawnych wyczynów LINK do tamtego posta, będącego jednocześnie wstępem do dzisiejszej historii.


Zapach migdałów, w chłodnym powietrzu nadmorskiego miasta na północy Europy, ulotnił się szybko. Ingrid odetchnęła głęboko pierwszy raz od wielu lat. Pierwszy raz od dnia w którym stała się żoną Johanna. Jeszcze jeden głęboki oddech, czuła się wolna, spokojna i bardzo samotna. Nie czuła się szczęśliwa. 

Kilka lat po śmierci jej męża zaczęły po miasteczku krążyć plotki. Przecież nikt w rodzinie S. nie umierał ani szybko ani nagle. A Ingrid taka spokojna. 

Któregoś zwykłego dnia zniknęła z miasta, zostawiając za sobą plotki i niechęć.
Dzięki pomocy brata zamieszkała w jednej z żuławskich wiosek, zagubionej wśród wierzb, mgieł i kanałów. By jakoś wiązać koniec z końcem wiosną hodowała na małym poletku tulipany posadzone między krzaczkami macierzanki. Wiosną bukiety kolorowych kwiatów, a latem i jesienią pęki pachnących ziół sprzedawała na targu.
Ciągle smutna, zawsze na czarno ubrana, zmęczona wyrzutami sumienia przechadzała się wśród kolorowych kwiatów. Jesienią i zimą nie mogąc usiedzieć w domu gdzie dopadały ją wspomnienia z poprzedniego życia spacerowała między wierzbami.
Na początku budziła w okolicznych mieszkańcach zaciekawienie a nawet odrobinę współczucia. Po kilku latach pojawiła się pierwsza plotka. Ta pierwsza zrodziła następne, a kwiaty na poletku Ingrid zbyt pięknie kwitły, na dachu jej domu przysiadały czarne ptaki, ktoś nawet widział sowę. Z całą pewnością tam przy wierzbach rozmawiała z lichem, bubakiem, tęsknicą i utopcem, bo po co by tam chodziła gdy śnieg i zimno a wszyscy siedzą w chałupach?
Atmosfera wokół Ingrid gęstniała powoli aż do dnia gdy wybuchła nienawiścią. A był to dzień w którym odkryto że Staś nie schował się swoim zwyczajem w jakiejś stodole tylko utonął w stawie niezbyt odległym od domu Ingrid.
Już nie miało znaczenia to że Staś z całą pewnością pływać nie umiał a ostatnio poza uciechą z chowania się zapałał wielką sympatią do kaczek i wciąż próbował jakąś złapać by wyrwać jej kilka piór.
Staś utonął.
Ingrid to wiedźma!
Ingrid to WIEDŹMA!!

Usłyszała groźny pomruk wsi gdy wracała ze spaceru wśród wierzb. Zawróciła, uciekała, byle jak najdalej, dopadli ją prawie... ale nawet Ingrid nie wiedziała jaka moc w niej drzemie. Dopiero potworny strach i widok tych ludzi pełnych nienawiści wyzwolił to co odziedziczyła po matce. To co odziedziczyła po babcie. To co odziedziczyła po każdej rudej kobiecie z jej rodziny.
Ingrid to wiedźma.
 
 





historia - Karolina
zdjęcia - Kasia
w roli Ingrid - Karolina


poniedziałek, 11 października 2010

Ekojarmark we Wrocławiu. Tak było.

Spóźnianie się z postami stało się chyba już naszym znakiem firmowym ;). Z Ekojarmarku wróciłyśmy 2 tygodnie temu, a relacja pojawia się dopiero teraz, no trudno...
Podsumowując - było szalenie miło, Wrocław cudowny jak zwykle, organizatorzy i inni współwystawcy przemili, miło będzie tam pojechać jeszcze raz, tym razem bez obaw. Szczególne podziękowania chcemy złożyć obserwatorkom naszych blogów, które całkiem licznie przybywały i się ujawniały. Te krótkie rozmowy dawały nam naprawdę bardzo dużo energii do działania i "zapas uśmiechu" na resztę dnia. Jeszcze raz dziękujemy i zachęcamy innych do ujawniania się przy okazji kolejnych spotkań!

Dzień pierwszy:









Dzień drugi (zmieniono nam domek i awansowałyśmy na organizatorów ;) ):








czwartek, 23 września 2010

Będziemy we Wrocławiu

Już jutro będziemy we Wrocławiu na Ekojarmarku.
Serdecznie zapraszamy. Znajdziecie nas na Placu Solnym.
:)

środa, 11 sierpnia 2010