Viola.
Zbliżał się koniec roku. Na portowe miasto padał bieluśki śnieg. W taki dzień szybko zapadały ciemności, nadchodziła kolejna mroźna noc.
W pięknej kamienicy należącej do szanowanego w całym mieście Pana Mateusza, w ciepłym łóżku, powoli zasypiała zmęczona całym dniem, dziewczynka o imieniu Viola.
Nic dziwnego, że była zmęczona – urwis z niej był niesłychany, uwielbiała psocić i nikt nie miał serca jej ukarać, nie dość że była urocza, mądra, to na dokładkę prawie sierota!
Nie zostali jej już ani babcie, ani dziadkowie, mama zmarła gdy była maleńka, a ojciec wiecznie w podróży, wiecznie poszukujący najdoskonalszych towarów do swego najlepszego w mieście składu bławatnego. Pan Mateusz starał się zrekompensować dziewczynce czas którego dla siebie nie mieli. Przywoził jej piękne orientalne stroje, pięknie pachnące przyprawy, niezwykłe zabawki, tajemnicze instrumenty, które odgrywały melodie dopasowane do nastroju osoby, która je trzymała w dłoniach, dostała też Viola uroczego ptaszka, którego piórka pachniały goździkami i wanilią a wesołe trele zawsze wprawiały ją w dobry nastrój. Nazwała ptaszka Goździk.
Tego dnia zdarzyło się wiele rzeczy.
Kucharka przygotowująca kolację wylała olej…
Zanim zdążyła go sprzątnąć, poślizgnął się na nim lokaj niosący srebrną tacę.
Lokaj tylko potłukł najmniej szlachetną część pleców, ale upadająca taca narobiła okropnego hałasu.
W tym czasie pokojówka właśnie kończyła sprzątać pokój panienki Violi, akurat zamykała okno, huk wystraszył ją, usłyszała krzyki…. Zamknęła okno i pobiegła sprawdzić co się stało.
A przynajmniej wydawało jej się że zamknęła okno i na to wyglądało, ale haczyk nie trzymał się dobrze…
Viola po całym dniu zabawy z Goździkiem, na wieczór zamykała ptaszynę w klatce a jej myśli poszybowały gdzieś daleko… Gdzieś gdzie teraz mógł być jej ukochany tata. Zasmuciła się, zamyśliła, nie domknęła srebrnych drzwiczek klatki.
Nadchodziła kolejna mroźna noc.
W pięknej kamienicy, należącej do szanowanego w całym mieście Pana Mateusza, w ciepłym łóżku, powoli zasypiała zmęczona całym dniem dziewczynka o imieniu Viola.
Goździk spał w klatce, za oknem coraz mocniej padał śnieg, coraz mocniej wiał wiatr i w końcu otworzyło się okno niedomknięte przez pokojówkę. Podmuch szarpnął zasłonami, które zahaczyły o klatkę… nietrudno się domyślić co się stało dalej.
Klatka gwałtownie się zakołysała, drzwiczki się uchyliły a przestraszony całym zamieszaniem Goździk postanowił uciekać! Chciał się schronić blisko swojej przyjaciółki ale strach, szum szarpanych wiatrem zasłon, tak go zmyliły że wyfrunął przez okno. I ten moment zobaczyła obudzona hałasem i chłodem Viola.
Wiedziała, że ptaszek nie przetrwa na zimnie, a że odwagi jej nie brakowało, szybko, nikogo nie budząc, narzuciwszy na siebie jakieś ubrania wybiegła z domu, by ratować przyjaciela.
Biegała po ulicach, zrozpaczona, nawołując Goździka. A ulice były puste, bo któż by w taką zimną noc chodził po mieście. Nie miał kto pomóc dziewczynce, nie miał kto powiadomić mieszkańców pięknej kamienicy o tym, co się stało.
Znaleźli się w końcu. Wycieńczony ptaszek i przemarznięta do szpiku kości dziewczynka.
Znaleźli się nawzajem, gorzej było ze znalezieniem drogi do domu i choćby odrobiny siły na powrót.
Tuląc ptaszka Viola przysiadła na murku, tylko na chwilkę, na małą chwileczkę, żeby pomyśleć, żeby odrobinę odpocząć…. A śnieg padał, osiadał na goździkowych piórkach, osiadał coraz grubszą warstwą na włosach dziewczynki….
....
Na końcu ulicy pojawił się wóz, w oświetlającej drogę latarni tańczyły wielkie płatki śniegu. Nagle powożącemu wydało się że zobaczył coś niezwykłego. Wśród bieli, czerni i szarości miasta, zauważył nieprawdopodobny błysk kolorów, turkusu, zieleni i fioletów. A oko miał wyczulone na takie rzeczy… bo to był przecież najznakomitszy kupiec bławatny tego miasta – Pan Mateusz.
Pan Mateusz jechał właśnie z portu do domu, wrócił wcześniej z podróży, by zrobić niespodziankę swojej ukochanej córce. Znalazł ją szybciej niż się spodziewał, znalazł ją w ostatniej chwili … gdyby pojawił się tam kilka minut później, cała historia mogłaby się skończyć tragicznie.
A jak się skończyła?
Wrócili do domu razem. Dziewczynką i jej małym puszystym przyjacielem troskliwie zajęli się wszyscy i po kilku dniach znów razem rozrabiali, ciesząc Pana Mateusza śmiechem i szczebiotem.
* * *
foto - KG, poprawki - KJ
malowanie - KG
wymyślanie - KG i KJ (historyjka KG)